My Fantasy Online 2
Oficjalne forum gry My Fantasy Online 2

Historia Gracza - Historia Davidora

Davidor - 05-10-2006, 21:17
Temat postu: Historia Davidora
Hmm... Ja zacznę opowiadać swoją historyję, która ciagnie się od dawnych czasów po dziś. Usiądźcie wygodnie, zapalcie mi fajkę i słuchajcie.

Ekhm... no więc...

To była noc. Miliony srebrnych gwiazd niczym mak rozsiane były po ciemnym niebie. Jednak blask pełni księżyca królował na górze i rozświetlał moje przyjście. Tak opowiedział mi ojciec jak wyglądał mój dzień narodzenia. To był najszczęśliwszy moment dla moich rodziców.
Dorastałem w maleńkiej wiosce Dilli, o której mało kto słyszał. Matka Amorja zajmowała się mną, moim młodszym bratem Natiusem i całym gospodarstwem. Nie było ono za wielkie. Mieliśmy parę kur, wieprze i maleńki ogród, z którego uwielbiałem podbierać świeże ogórki.
Trzeba wspomnieć także o dzielnym białym rumaku mojego ojca Heralda – o Żaglu. Swą nazwę zawdzięcza bujnej czarnej jak węgiel grzywie, która dumnie falowała na wietrze. Niestety bardzo rzadko widywałem go, tak jak ojca, który wyruszał na wyprawy zbrojne. Był bowiem jednym z rycerzy Gwardii Królewskiej i głównie przebywał na walkach lub w stolicy.
Dzieciństwo było najwspanialszym okresem mojego życia. Tyle marzeń, tyle przygód, tyle zabawy.... Achh...
Codziennie śniłem o władaniu żywiołami i poznaniu tajników magii. Mój ojciec, dziad, pradziad... byli wielkimi wojami, którzy walczyli o te ziemie, a kobiety z mego rodu znały tylko "magiczne sztuczki" w kuchni, dlatego wręcz nieprawdopodobne było to, że płynie we mnie krew czarodzieja.
Nigdy też nie zapomnę jak z bratem wspólnie denerwowaliśmy psa sąsiada, łapaliśmy motyle lub kąpaliśmy się w wodach krystalicznie czystego stawu. To było wspaniałe! Jednak to, co dobre, szybko przemija....
Moce zła wyłoniły się z podziemi. Nastał mrok. W powietrzu unosił się zapach siarki i spalenizny, a niebo przykrył płaszcz smogu. Ojciec został powołany do walki z siłami ciemności. Kilka miesięcy nie było go w domu. Pewnego dnia zapukał do drzwi posłaniec i oznajmij, że ojciec poległ. To był ogromny cios dla naszej rodziny. Matka popadła w depresję, a brat zamknął się w sobie na parę tygodni. Mi też było ciężko. Cierpienie i rozpacz ogarniał cały dom.
Minął rok. Gwardii Królewskiej udało się odgonić demony, ale ponieśli ogromne straty. Powoli wracało wszystko do normy. Mimo wielkiej tęsknoty za ojcem, cieszyłem się pełnią życia. Niestety rodziły się kolejne problemy - zaczęło brakować złota w naszych sakwach. Z dnia na dzień było coraz trudniej, a ubóstwo powiększało się. Pomagałem matce zawozić warzywa i mięso na targ w Eterni, by zarobić parę groszy na utrzymanie domostwa. Wspierał nas także sąsiad Solidus, wierny przyjaciel rodziny. Starzec wiele przeżył, mądrze doradzał, ciekawił swoimi historyjami. Później zacząłem uczęszczać na praktyki do niego. W przyszłości chciałem pójść śladami ojca i wstąpić do koszar. Przez lata nauki dowiedziałem się wiele wskazówek, technik walki i ciekawych opowieści. Zawdzięczam mu bardzo wiele.


Pasmo nieszczęść dalej ciągnęło się w mojej rodzinie. Pewnego słonecznego poranka obudził mnie cudowny zapach pieczonego ciasta. Moja matka przygotowała tort dla Solidusa. Ja idąc do niego na nauki, miałem zanieść mu. Trudno mi było powstrzymać się od chociaż małego kęsa wypieku, który ociekał słodkim kremem. Mhmm.... Ale dotrzymałem obietnicy i przyniosłem go mistrzowi. Ledwo co przywitałem się z Solidusem, to już zaskoczył nas krzyk matki! Wieść, którą otrzymaliśmy, była koszmarna! Porwano Natiusa! Nie było czasu na rozpaczanie i z pośpiechem przygotowywałem się do swojej pierwszej długiej podróży. To na mnie spoczął obowiązek odnalezienia i przyprowadzenia do domu brata.
Ze względu na niebezpieczeństwo jakie mogę napotkać, mistrz Solidus w szybkim tempie przekazał mi najważniejsze wskazówki. Jednak najcenniejszą dla mnie informacją było to, że Solidus już od pewnego czasu dostrzegł we mnie umiejętność.... władania magią! Wtem otrzymałem swoją pierwszą różdżkę i ognisty gem oraz stoczyłem swoją pierwszą walkę treningową z mistrzem. Byłem bardzo podekscytowany i dumny, że zostałem potężnym magiem... pierwszym magiem w mojej rodzinie!
Tak więc byłem gotowy do drogi. Poszedłem jeszcze pożegnać się z matką. Pokładała we mnie duże nadzieje. Nie mogłem jej zawieść. Na szczęście otrzymałem pewien pierścień, który miał mi pomóc w mojej wędrówce. Wspomniała też o sakiewce złota na „czarną godzinę”, którą schował mój ojciec przed wybraniem się na wojnę. Po przeszukaniu całego domu udało mi się znaleźć.... Dziękuję...
Nadszedł mój czas.... Powoli oddalałem się od wioski. Nie ukrywam, że łezka kręciła się mi się w oku. Nie ukrywam tęsknoty, mimo że przebyłem tylko kawałek drogi. Ale wykonać zadanie musiałem. To był mój największy cel.
Na drodze napotkałem swych pierwszych wrogów. Maleńkie owady nieprzyjaźnie nastawione atakowały mnie z wszystkich stron. Było ciężko, ale dawałem im radę.
Po kilkugodzinnej wędrówce ujrzałem coraz większe grupy ludzi. Dyskutowali między sobą, pojedynkowali się. Wiedziałem, że jestem coraz bliżej pierwszego miasta. Aż po chwili moim oczom ukazały się mury Eterni! Wcześniej byłem tu z rodzicami i od rana do wieczora siedzieliśmy na targu. Teraz miałem więcej czasu na zwiedzenie miasta.
Po długim odpoczynku w karczmie przy krasnoludzkim piwie zagadałem do miejscowej ludności. Niektórzy potrzebowali pomocy za którą oferowali cenne przedmioty. Dowiedziałem się także parę wskazówek o ludziach, którzy porwali mego brata. Podobno przechodzili przez pobliski most. Niestety nie byłem zbyt doświadczony, by pokonać dzikie zwierzęta przebywające w tym rejonie. Nie zostało mi nic, jak trenować na słabszych istotach. Były wzloty i upadki, nie raz rany były poważne, ale wracałem do zdrowia.
Walcząc z dzikami, zdobyłem parę ich skór, które mogłem zamienić w karczmie u jednej z osób na nagrodę.
Poznawszy dogłębniej taktyki walk i obchodzenie się gemami oraz wykonawszy pierwszego questa, mogłem wyruszyć w dalszą podróż. Podczas wędrówki zaciekawiło mnie pewne miejsce. Było to jakieś ukryte przejście! Nie zawahałem się wejść. Ku mojemu zdziwieniu znalazłem się na malutkiej wyspie z skrzynią skarbów.
W dobrym nastroju wkroczyłem na drewniany most. Dopatrzyłem się Natiusa! Był cały i zdrowy! Jednak nie sam... Obok niego stał jakiś starzec o imieniu Tharang. Miał złe zamiary... Chciał znów obudzić ciemność! Do tego potrzebował ofiary, którą był... mój brat! Już miałem wypowiedzieć zaklęcie by powstrzymać Tharanga, jednak zaatakował mnie jego sługa – Raps. Nigdy nie zapomnę jego ohydnej paszczy.
Walka nie była zbyt długa... Po paru strzałach... padłem! Miałem trochę sił, by uciec i wrócić do miasta. Zapomniałem kupić zbroi! Po założeniu całego ekwipunku wróciłem do Tharanga i stoczyłem walkę z jego sługą. Było o wiele łatwiej. Raps zadawał mi mniejsze obrażenia, a ja wygrałem pojedynek. Niestety trójka, włącznie z moim bratem, uciekła! No cóż... zawiedziony ruszyłem prosto przed siebie. Za mostem znajdowało się drugie miasto – Langeburg. Jeszcze tak daleko od domu nie byłem...


Davidor - 09-10-2006, 19:00

Kolejne dni i noce minęły. Ja błądząc po mieście, szukałem jakichkolwiek informacji o Natiusie. Wreszcie wśród krętych uliczek Langeburgu znalazłem przyjemną knajpę. Co pierwsze zrobiłem, to podszedłem do karczmarza i zapytałem się o ekipie Tharanga. Nic mi nie powiedział.... Zawiedziony zamówiłem miód pitny i usiadłem przy drewnianym stole. Obok rozmawiały ze sobą dwie starsze osoby. Podsłuchałem ich pogawędki. Mówili o potężnym strażniku, który pilnuje w swej ognistej komnacie magiczny przedmiot. Jestem ryzykantem, tak więc wybrałem się do pobliskiej jaskini.
Udałem się w ciemne korytarze. W końcu moim oczom ukazało się światło. Podążałem za nim, aż doszedłem... do piekła! Strumienie lawy lały się dookoła, wysoka temperatura wyciskała ze mnie krople potu. Ku mojej drodze pojawiały się dziwne ogniste stworzenia oraz półmartwi nekromanci zwani liczami. Dochodząc do zakrętu zobaczyłem źródło wody! Z radości cały zanurzyłem się i przemyłem się z sadzy, która unosiła się w powietrzu. Jak dobrze było zaspokoić swoje pragnienie i zwilżyć suche gardło. Pełen sił mogłem dalej ruszyć. Jaskinia nie był łatwa do pokonania, bowiem trzeba było wykazać się umysłem i siłą, gdyż napotkałem wiele zagadek i dziwnych stworzeń. Otwierając mosty dotarłem do celu. Leech King, bo tak zwał się mój przeciwnik, niezbyt był zadowolony z mojego przyjścia. Puścił w moim kierunku wiązkę ognia. Ja odwdzięczyłem się mu tym samym. Walka nie była na szczęście zbyt trudna. Udało mi się go posłać do krainy cienia, a ja mogłem otworzyć tajemniczą skrzynię, gdzie znajdował się bardzo cenny przedmiot. Wiedziałem, że mi się na pewno przyda w dalszej wędrówce.
Wychodząc z jaskini naszła mnie pewna myśl., dzięki której mogę uzyskać informację od karczmarza. Szybkim krokiem podążałem w stronę gospody. Jednak po drodze zatrzymałem się, by ograbić parę osób. Miałem bardzo mało złota, a bardzo było mi potrzebne. Schowałem się niedaleko bramy miasta i znienacka zaatakowałem paru innych wojowników. Parę groszy wysypało się z ich sakwy.
Po dotarciu na miejsce, podszedłem do karczmarza Haimiego i szastając złotem, znów zapytałem o brata i Tharanga. Haimi zażyczył sobie za tą wiadomość 1000 sztuk złota, co było dla mnie w tamtym okresie dużą sumą. Po chwili wahania zgodziłem się i wiedząc o planie podróży wrogów, ruszyłem ich śladem. Szedłem drogą w pobliżu lasu. W pewnym momencie zmęczony drogą usiadłem na trawie i popijając wodę, zauważyłem kawałek materiału z jakimiś zapiskami. Nie wiem, co mnie ruszyło, aby schować znalezisko za zbroję. Podróż była długa i męcząca. Hordy nieumarłych nie dawały mi spokoju. Wreszcie zza horyzontu wyłonił się potężny kompleks kamiennych budowli – to było jedno z najpiękniejszych miast jakich dotąd widziałem – Urkaden!


Davidor - 15-10-2006, 16:38

Monumentalne pałace, kolorowe ogrody i tętniące życiem uliczki Urkaden. Ten widok zapiera dech w piersiach. Codziennie do portu przybywają tysiące galer, żaglowców i innych statków i stateczków. Miasto to jest także siedzibą Minotaura, który przesiaduje w swym labiryncie głęboko pod ziemią i jest postrachem urkadeńczyków.
Zatrzymałem się w jednej z morskich tawern. Usiadłem przy stoliku obok okna z widokiem na morze. Był zachód słońca. Blask pomarańczowo-różowych promieni zatapiał się w wodzie za horyzontem i powoli gasnął. Usłyszałem wiele legend od mieszkańców, wiele ciekawostek i opowieści. Dowiedziałem się też o losie pewnej matki, która straciła syna. Aramis, bo tak miał na imię, został porwany przez Minotaura i uwięziony w jego lochach. Straż i ochotnicy do dziś szukają chłopca, jednak gubią się w gąszczu ciemnych korytarzy. Wiem, co to znaczy utracić bliską osobę. Postanowiłem pomóc kobiecie i wyruszyłem do podziemi Urkaden. Przedzierając się przez liczne przejścia, napotkałem tysiące męczących nietoperzy. Gdzieniegdzie napotkałem ród pradawnych Troglodytów, którzy utrudniali poszukiwania. Błądziłem, szukałem...
Już traciłem nadzieję, aż w pewnym momencie usłyszałem echo krzyku i płaczu, odbijane przez ściany labiryntu. Idąc w kierunku hałasu, zza rogu wyłonił się półbyk-półczłowiek!
No cóż... nie raz rezygnowałem i uciekałem od stwora, z powodu zbyt licznych obrażeń. Jednak po paru treningach udało mi się ubić poczwarę. Podniosłem jego wielkie cielsko i zarzuciłem na plecy. Udałem się po chłopca. Aramis siedział w kącie cały brudny i wygłodzony. Wziąłem go na ręce i poczęstowałem kawałkiem chleba oraz wodą, które zawsze noszę przy sobie. W głowie krążyły mi wspomnienia chwil z moim młodszym bratem, o którego podobnie się troszczyłem.
Karczma. Matka była niezmiernie wdzięczna. Wynagrodziła mnie małą drobnostką. Dla Aramisa stałem się idolem. Pragnął razem ze mną wyruszyć dalej, jednak wiedział, że jest jeszcze za młody. Jednak obiecał, że stanie się także szlachetnym wojem. Byłem dla niego przykładem. Jako dowód zwycięstwa z Minotaurem zostawiłem burmistrzowi jego ciało. Burmistrz miasta, który z zamiłowania jest myśliwym, chce zrobić z niego trofeum. W ramach wdzięczności wydał mi pozwolenie na spotkanie się z świętym drzewem Urkade. W karczmie słyszano, że podejrzani nieznajomi z małym chłopcem podążyli w kierunku tego drzewa. Nic mi nie zostało jak opuścić półwysep i udać się na północ, w poszukiwaniu Natiusa!


Anakin S. - 05-12-2010, 21:17

Bardzo przyjemnie się czytało, nie ma co.9/10 ode mnie
KisS - 09-12-2010, 17:07

zeby nie przesadzic ale anakin ma racje :D tez dam 9/10
PoneXis - 21-12-2010, 12:43

Urzekła mnie twoja hist....nie ;] nie chciało mi się czytać.
Dybeusz - 25-12-2010, 14:23
Temat postu: xD
No, bardzo ładnie 10/10 :D :569:
KdoB - 30-11-2011, 16:59

Elegancko :) 9,5/10
Salcia - 30-11-2011, 23:15

Uwierzę na słowo poprzedników, bo trochę późno i mi się czytać nie chcę :-D
davidto - 15-04-2015, 04:17

Bardzo przyjemnie się czytało, nie ma co.9/10 ode mnie.
Frezus - 28-04-2015, 23:41

niezły górnik z Ciebie
Psychodelic - 29-04-2015, 13:37

Lepsza odpowiedź po 4 latach, niż żadna.
fibi - 21-05-2015, 12:10

Bardzo fajna historia.
juulliusz - 10-07-2015, 16:13

górniku ty zawodowy
hbgmysite - 17-07-2015, 05:24

nie ma co.10/10 ode mnie :smile: :smile: :smile:

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group