My Fantasy Online 2
Oficjalne forum gry My Fantasy Online 2

Historia Gracza - The Ultimate Slayer: Prawdziwa historia

ef0em - 12-10-2006, 12:51
Temat postu: The Ultimate Slayer: Prawdziwa historia
Prolog

Wszystko zaczeło się 1000 lat temu podczas wojny prowadzonej między rasą ludzi, a objętej klątwą rasą przyzwanych prowadzonych przez czarnoksiężnika-nekromante Thangara. Wojna rozpoczeła się gdy na ziemi ludzi zaczeło dochodzić do mordów rytualnych mający na celu powołanie do życia 12 wojowników, którzy wraz z Thangarem mieli poprowadzić przyzwanych do zniszczenia pięknej krainy i skąpać ją we krwi swoich wrogów. Z początku ludzie nie znali celów swoich wrogów, mieli za cel pomszenie ciał swoich bliskich i nie zdawali sobie sprawy z tego do czego dąży nekromanta. Aż gdy pewnego wiosennego ranka na dwór władcy ludzkiej rasy wpadł jeden z tych którzy należeli z własnej woli do sekty Thangara i dyszącym głosem powiedział, że ma coś ważnego do powiedzenia królowi. Król przybył na spotkanie na, którym ów przybyły wyznał władcy prawdziwe intencje Thangara. Poruszony król odrazu wydał odpowiednie rozkazy i zarządził zgromadzenie rady na którym zjawili się najwięksi bohaterzy z całego królestwa, wśród których był mój pra(*10)dziadek. Zaczęto przygotowania do bitwy, aby zgładzić zło zanim osiągnie swój cel i okryje świat mroczną powłoką. Czarnoksięznik Thangar dowiedziawszy się o zdradzie jednego ze swoich byłych sługów wiedział, że nie może się już dłużej ukrywać i musi stawić czoła ludziom w otwatej bitwie, której nie byli w stanie bez pomocy 12 wojowników wygrać. Lecz był on na tyle sprytny, że uknuł plan, który miał zaowocować w przyszłości... Następnego dnia wojownicy i magowie z obu stron nadciągneli by zewrzeć się w bitwie o której nikt nie zapomnie na wieki. Walka rozpoczyła się i zastępy wojowników wspieranych z flanki przez bojowych magów ruszyły na spotkanie przyzwanym przez Thanraga istotom. Podczas walki Thanrag stał na środku pola bitwy otoczony magiczną kopułom, przez którą ani miecz, ani zaklęcie nie mogło się przebić. Był to celem nekromanty który musiał w tym czasie wypowiedzieć niezwykle skomplikowane zaklęcie, które jest strategicznym punktem jego planu. Polegało na tym, że gdy wypowiadający zginie w dzisiejszej walce to zostanie na zawsze związany z przyszłością zabójcy i za tysiąc lat odrodzi się. Lecz ludzie zaczeli miażdżyć wroga i gdy tylko nieliczni przeciwnicy zostali wtedy magiczna bariera znikneła i czarnoksiężnik wcześniej pod nią ukryty został bez jakiejkolwiek możliwości ochrony, otoczony przez swoich wrogów. Zaczoł rzucac zaklęciami, które zabiły wielu dookoła gdy nagle poczuł straszliwy ból, to miecz przebił jego pierś, miecz mojego przodka. Lecz gdy to się stało zaklęcie dopełniło się i w ten sposób zostały połączne nasze losy...

Rozdział 1

Tego dnia wstałem wcześniej, gdy nagle usłyszałem głos mamy z dołu, która wołała mnie na śniadanie. Zszedłem i na szybko coś zjadłem, bo zaraz miałem się spotkać na mojej pierwszej lekcji walki z Mistrzem Solidusem, staruszkiem z kórym znał się mój nieżyjący ojciec. Mama zapakował mi do plecaka ciasto dla mistrza, bo strasznie lubił wypieki mojej mamy, ale musiałem jeszcze sie pożegnać z braciszkiem, który zdążył mi wspomnieć coś o śnie, złym czarodzieju i wielkiej wojnie. Pocieszyłem go, że to był tylko sen i ruszyłem na trening. U Solidusa mistrz przedstawił mi kilka sztuczek dotyczących walki gdy moją nauke przerwał krzyk mojej mamy. Wybiegliśmy z domu i ujżeliśmy gdy biegnie w naszą strone. "Porwali Natiusa" to jedyne co usłyszałem z jej ust. Odrazu wiedziałem, że ja jako jedyny mogę wyruszyć za porywaczami i uratować brata. Nie mineło dużo czasu a już byłem gotów do drogi, pożegnałem się z mamą i opuściłem rodzinną wioske...

C.D.N.

ef0em - 20-10-2006, 10:35

Rozdział 2

Przemierzając szlak tropem porywaczy spotkałem na swej drodze wiele niebezpieczeństw, potwory atakujące mnie na każdym kroku i nieprzyjaźnie nastawionych ludzi. Dobry czas na podszkolenie swoich umiejentności- pomyślałem. Zatrzymam się tutaj i zdobęde więcej doświadczenia w walce, bo świadom byłem, że Thanrag nie odda mi brata ot tak, tylko niezbędne będzie wyrwanie go siłą. Przez kilka dni krążyłem po okolicznych ziemiach szkoląc sie gdy całkiem przypadkiem przed moimi oczami ukazało się miasto. Wreszcie bezpieczne miejsce żeby się zatrzymać, odrazu skierowałem kroki do karczmy mając nadzieje dowiedzieć się co nieco o tutejszych miejscach wartych odwiedzenia. Spędzajac w karczmie noc dostałem informacje o drugim mieście i zdałem sobie sprawe, że nie ma co czekać tylko trzeba się jak najszybciej zbierać do drogi. Wkładając swój ekwipunek ujżałem jak bardzo jest poniszczony i postanowiłem odwiedzić tutejszego zbrojmistrza. Zszedłem na dół i stanełem przy barze, barman niezwykle zapracowany człowiek udzielił mi odpowiedzi na pytanie położenia zbrojowni. Wyszedłem i idąc uliczkami według słów barmana dotarłem na miejsce. Rozejżałem sie po sklepie i zauważyłem kilka zbroi i mieczy wiszących na ścianach. Po kilku minutach rozglądania byłem pewien co wezme i podszedłem do lady. Wskazałem zbroje i miecz, które wybrałem i wręczyłem złoto sprzedawcy. Już czas ruszać, więc wyszedłem z miasta i ruszyłem na wschód gdzie leżało miasto o którym wspominali w karczmie. Po kilku godzinach drogi dotarłem do mostu nad rzeką, byłem ciekawy czy utrzyma mnie wraz z całym sprzętem jaki mam na sobie, więc niepewnie stawiałem kroki, będąc w połowie drogi przez most usłyszałem głos i ujżałem człowieka o którym mówiła mama, odpowiedzialenego za porwanie Natiusa. Już nie zwacając uwagi na most ruszyłem biegiem w jego strone. Puść mojego brata -krzyknołem. Wtedy człowiek się odwrócił i zmierzył mnie spojrzeniem. Usłyszałem tylko jak mówi coś po cichu i nagle usłyszałem łopot skrzydeł na niebie, coś nadlatywało. Przygotowałem się do walki i po chwili ujrzałem ogromnego potwora zlatującego prosto na mnie, odskoczyłem a kreatura uderzyła w most. Uniósł się znowu i staneliśmy naprzeciwko siebie. Walka trwała długo, mój miecz szczerbił się na pancerzu wroga, a zbroja, aż wrzeszczała pod naporem ataków. Potwór wyprowadził udzerzenie i upadłem, wtedy usłyszałem głos mojego brata. Braciszku ratuj -krzyknoł i zobaczyłem jak Thanrag oddala się z nim, aż zniknoł mi z oczu. I wtedy poczułem jak mój przeciwnik unosi mnie na skrzydłach w góre, długo nie myślałem i resztką sił wbiłem mu miecz miedzy luke w pancerzu i ujżałem jak na mieczu pojawia sie krew, potwór zawył z bólu i puścił mnie. Uderzenie o ziemie było bolesne i na chwile straciłem oddech, widziałem jak sługa Thangara się wycofywał krzycząc - jeszcze się spotkamy, nikt nie pokona Rapsa. A więc tak się nazywał mój przeciwnik. Ledwo uchodząc z życiem po tym spotkaniu ruszyłem dalej i po kilku godzinach znowu ujżałem miasto....

costamto - 07-02-2011, 19:34

Znakomita historia :)
malvina - 09-02-2011, 18:36

Świetna xD
nephentes - 18-02-2011, 19:31

Fantastyczna opowieść :wink: Mam nadzieję, że dopiszesz kolejne rozdziały. Przynajmniej z pierwszego kontynentu Arkadii.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group