Regulamin Forum    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Rejestracja     Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Historia Yondaime

Jak oceniłbyś tą historię?
świetnie
73%
 73%  [ 85 ]
przeciętnie
26%
 26%  [ 30 ]
Głosowań: 115
Wszystkich Głosów: 115

Autor Wiadomość
Yondaime 
Użytkownik



Profesja: Wojownik
Nick: Yon
Level: 155
Świat: 3
Wiek: 35
Dołączył: 21 Lis 2006
Skąd: Kraków
Wysłany: 25-12-2007, 15:42   Historia Yondaime

WSTĘP

Ciemna noc rozpostarła swój płaszcz nad ulicami Langeburga, budząc tym samym do życia najmroczniejszych i najohydniejszych mieszkańców miasta. Większość okiennic w rzędach domków wzdłuż głównej ulicy była pozasłaniana, ledwie przepuszczając aurę światła dochodzącą zapewne z płomienia lampy naftowej wewnątrz izby. Z niektórych szynków dobiegały jeszcze odgłosy gwary i rozmów, ale i one z czasem przycichły. Miasto usnęło.

Jak więc wytłumaczyć nagłe pojawienie się kobiety w jednej z bocznych uliczek. Była to młoda niewiasta z długimi jasnymi włosami. Więcej jednak z jej wyglądu nie można było stwierdzić, gdyż jej twarz przykryta była ciemnym szalem, zaś na plecy zarzucony miała czarny płaszcz omiatający jej kostki gdy biegła wzdłuż uliczki. Gdy przecięła kolejne skrzyżowanie w jej oczach coś zabłysło a jej ruchy stały się gwałtowniejsze, jak w nagłym podnieceniu. Jasne stało się, iż celem jej krótkiej nocnej wędrówki był niewielki budynek stojący nieopodal magazynów Straży. Kobieta jednak, poczuwszy się już nazbyt bezpiecznie, nie zwróciła uwagi na cień który nagle się za nią pojawił. Gdy stawała na progu domostwa obok niej pojawiło się dwóch rosłych mężczyzn, jeden zablokował wejście, zaś drugi uchwycił ją zręcznie za przegub dłoni i wykręcił ją do tyłu.
- Gdzie to się panna wybiera o tak późnej porze? -zapytał niski, basowy głos za nią. Gdy odwróciła głowę, ujrzała wysokiego mężczyznę z ciemnymi włosami ubranego w zdobioną czaszkami zbroję płytową. W jego dłoni spoczywał imponujący flamberg. Kobieta znała tego człowieka świetnie, ale ku jej przerażeniu, była to ostatnia osoba, którą chciała spotkać w tej ciemnej, zaszczurzonej uliczce.
- Puść mnie! – warknęła do osiłka, który krępował jej ruchy. Odpowiedzią na to było lekkie parsknięcie i lodowate spojrzenie.
- Hehehe... –zaśmiał się mężczyzna z ciemnymi włosami, a jego źrenice zabłysły dziwnym karmazynowym błyskiem- chyba będziemy musieli użyć siły, bo panienka nie chce iść z nami po dobroci, zgodzicie się ze mną panowie?
- Jak sobie życzysz panie –zachichotał jeden z osiłków i zbliżył się do kobiety.
Brutalny czyn, który pragnął dokonać jednak został przerwany przez nagłe poruszenie za plecami przywódcy osiłków. W alejce pojawili się dwaj mężczyźni.

Jeden dosyć otyły, z kruczoczarnymi włosami i uwydatnioną linią brwi, zaś jego towarzysz, wyższy od niego i niewątpliwie lepiej zbudowany, z ciemnym brązem włosów sięgających mu po ramiona krzyknął natychmiast:
- Czego chcecie od tej biednej kobiety? Zostawcie ją w spokoju, albo będziemy musieli rozwiązać to mniej przyjemnym sposobem.
Intruzi najwyraźniej zirytowali swoim pojawieniem się opryszków. Ich przywódca ścisnął rękojeść swego miecza i odparł
- Skoro tego właśnie sobie życzycie... Gasper zajmij się kobietą, zaś my „przekonamy” tych panów co do naszych racji
Gasper przytaknął i chwycił kobietę. Nie spodziewał się jednak, iż ta miała już opracowany plan ucieczki. Zatoczyła się lekko i zapierając z całej siły nogami, popchnęła mężczyznę w stronę okiennic domu, przewracając go. Pozbierawszy się z ziemi, szybko skierowała się ku ucieczce jednak zanim jej się to udało usłyszała krzyk przywódcy zbójców „Nie pozwólcie jej uciec!”, po czym uderzyła ją niespodziewana fala powietrza, zupełnie jakby rozpętała się straszliwa wichura. Podmuch ten zwalił ją z nóg tak niefortunnie iż uderzyła głową o wystający kamień. Poczuła ciepło na czole i wiedziała że powoli traci przytomność. Zdążyła tylko popatrzyć na dwóch mężczyzn, którzy prowadzili zażartą walkę z bandytami, potem przypomniała sobie o celu swojego pojawienia się na tej odizolowanej uliczce Langeburga, o tak później porze, o misji która została jej powierzona i której nie udało jej się wykonać. Po jej policzku spłynęła łza. Potem nastała ciemność.
Obudził ją potworny ból głowy oraz jasne promienie słońca, które uderzyły ją w twarz. Powoli otwarła powieki i zauważyła iż leży w wygodnym łożu w jakimś przytulnym pomieszczeniu. Na krześle przy łóżku siedział jakiś mężczyzna. Miał skrzyżowane na piersiach ręce, zaś jego półdługie włosy zwisały bezładnie. Człowiek ten spał. Jego twarz wydawała mu się znajoma, ale nie wiedziała skąd. W gruncie rzeczy nie pamiętała nic. Nie wiedziała jak się nazywa, skąd pochodzi, kim jest i jak się tu dostała. Nie wiedziała też dlaczego czuła do tego mężczyzny niezwykłą sympatię. Nie wiedziała czemu, ale czuła to w całym ciele. Dzięki samej jego obecności, czuła się bezpiecznie, pomimo tego iż nie miała pojęcia o tym co się z nią stało.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i do pomieszczenia wszedł inny mężczyzna. Ten był bardziej otyły i miał mniej przyjemne oblicze. Mężczyzna jednak uśmiechnął się serdecznie i potrząsnął ramię śpiącego.
- Heroldzie, zbudź się. Nasz śpioch chyba wreszcie wrócił do żywych – odparł wesoło
Mężczyzna zerwał się z krzesła i popatrzył na kobietę ostro, po czym jego oblicze złagodniało i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Jak dobrze, że Pani się przebudziła - odparł z odsapnięciem
- Panowie... bardzo głupio mi zap..... czy wiedza Panowie kim jestem i jak się tu znalazłam? –powiedziała smutno zwracając oczy ku swoim dłoniom. Miała delikatną, aksamitną skórę, aczkolwiek na pierwszy rzut oka można było stwierdzić iż była silną kobietą.
Mężczyźni popatrzyli na siebie. Przez ułamek sekundy pojawiło się w ich spojrzeniach zrozumienie, po chwili jednak mężczyźni ponownie zwrócili się ku niej i przedstawili się. Otyły był znany jako Thanarq, zaś drugi, przystojniejszy jako Herald. Nie podali jej żadnych szczegółów z jej przeszłości. Wszystko czego się dowiedziała to zdatkowe odpowiedzi, które nie wnosiły nic nowego do jej życiorysu. Okazało się, że obaj mężczyźni pracują w Straży, iż znaleźli ją nieprzytomną na ulicy i przynieśli do swoich kwater, by wróciła do siebie. Dowiedziała się również, iż w stanie omdlenia pozostawała przez pięć dni i mężczyźni zaczęli obawiać się, czy w ogóle kobieta się obudzi.

Tak czy inaczej, poczuła wobec nich głęboką wdzięczność za pomoc którą jej udzielili do momentu wybudzenia, oraz po dojściu do siebie. Znaleźli jej pracę w gospodzie w Eterni. Jak można się było spodziewać niebawem miedzy Heraldem a kobieta wybuchła namiętność. Problemem był jednak jej brak tożsamości. Herald więc postanowił nazwać ją Amorja, które to imię miało oznaczać „umiłowana” w języku mieszkańców dalekiej Salamandrii.
Wkrótce Amorja i Herald wzięli ślub, biorąc Thanarqa za swojego drużbę, przenieśli się do wioski Dilli, nieopodal Eterni, gdzie mieszkał nauczyciel fechtunku – Solidus, człowiek który przygarnął osieroconego w dzieciństwie Heralda. Po paru miesiącach małżeńska miłość zrodziła ich pierwsze dziecko. Herald upierał się przy imieniu „Yondaime”, nie wyjawiając Amorji powodów tego uporu.
Właśnie wtedy, gdy Yondaime zaczął dorastać wśród mieszkańców wioski Dilli, przyszła do tej szczęśliwej rodziny tragiczna informacja. Na zachodzie wybuchła wojna i król wzywał wszystkich członków Straży do stawienia się w Folhord skąd mieli wyruszyć na inny kontynent. Był to straszliwy cios dla Amorji i Yondaime, który był synem swojego ojca. Oboje nie widzieli świata poza sobą i poza ogromnym podobieństwem fizycznym, Yondaime odznaczał się, podobnie jak swój ojciec, niebywałą odwagą. Wojna jednak zmusiła tą dwójkę do rozdzielenia się. Amorja i Yondaime zostali w Dilli, zaś Herald wraz z Thanarqiem wyruszyli z wioski, bez pewności że kiedykolwiek powrócą.
Te lata były ciężkie dla małego Yona, jak przywykli go nazywać znajomi. Nauczył się jednak odpowiedzialności i zaradności. Wiedział bowiem, iż istnieje możliwość iż ojciec nie wróci i to on będzie musiał zająć się rodziną i samotną matką. Tak minęło 6 lat.
Gdy chłopak stracił już nadzieję, iż znowu zobaczy brązową burze włosów swojego ojca, Herald nagle powrócił. Jego ciało poorane licznymi bliznami, zaś jego spojrzenie straciło dawny błysk. Okazało się, iż wojnę wygrali, nieprzyjaciel skapitulował, jednakże straty z obu stron były gigantyczne. Herald ze smutkiem oznajmij, iż Thanarq zaginął w trakcie jednej z bitew.
Pomimo smutku po stracie przyjaciela, żałoba nie mogła trwać wiecznie. Rodzina znów była zjednoczona i szczęśliwa. Yondaime zaczynał trenować sztukę fechtunku pod okiem ojca, zaś Amorja wspierała ich obu jak mogła. Po paru miesiącach rodzina urosła o kolejnego mężczyznę. Tym razem Amorja uparła się, iż to ona nazwie swego nowonarodzonego syna, w ramach tego iż imię Yondaime wymyślił Herald. Brat Yona otrzymał imię – Natius.

Dosłownie w tuzin dni po narodzinach dziecka do Heralda zaczęły przychodzić tajemnicze listy. Mężczyzna z nikim nie chciał się nimi dzielić, więc nikt o nie, nie pytał. Skutkiem ich pojawienia się jednak było nagłe znikanie na kilka dni ojca. Yon nie raz próbował go śledzić ale zawsze Heraldowi udało się go zmylić. Amorja jednak była spokojna, wierząc w intencje i siły swego męża. Jej podarunek ślubny – srebrny pierścień miał zawsze przynosił mu szczęście a na owej wojnie nawet uratował mu życie. Yon widząc spokój mamy, sam również ufał, iż cokolwiek ojciec przed nimi ukrywał, nie groziło rozerwaniem ich ogniska rodzinnego.
Pewnego dnia jednak Yondaime obudził jęk matki. Gdy zbiegł na dół by dowiedzieć się co było jego powodem, matka siedziała w kuchni, przy kominku ściskając coś w dłoni
- Co się stało mamo? Gdzie tata? –zapytał niespokojnie Yon
- Znowu znikł gdzieś tej nocy... Ale tym razem nie zabrał ze sobą pierścienia – powiedziała załamanym głosem pokazując mu srebrny pierścień na otwartej dłoni.
Yon próbował ją pocieszać, zapewniać że na pewno wszystko będzie w porządku, jednak kobieta od tamtej pory stała się bardziej niespokojna. I miała słuszność w swych pesymistycznych przeczuciach.
Po kilkudniowej nieobecności Yon sam zaczął się zastanawiać gdzie tym razem ojciec wybył. Poszedł więc do Eterni by zapytać o niego u znajomych karczmarzy. W ten sposób dowiedział się o tragedii na przesmyku górskim Eternia-Kurthus. Ponoć coś spowodowało tam lawinę kamieni, która zasypała dotychczasowe przejście, kończąc życie wszystkich wędrowców znajdujących się w tamtych okolicach. Pogłoski mówiły, iż katastrofę spowodował pojedynek dwóch potężnych magów. Ku przerażeniu Yona, kilku ludzi widziało w tamtych okolicach jego ojca. Gdy wrócił do wioski by przekazać mamie tragiczną informację, ona wiedziała już co powie. Los doświadczył ich bardzo... Przyszło jej samej wychować dwójkę synów.
Yon musiał szybko poradzić sobie ze śmiercią ojca, ponieważ zdawał sobie sprawę, iż jest teraz najstarszym mężczyzną w domu. Podjął nauki u mistrza Solidusa, który ćwiczył go w dziedzinie zarówno miecza i tarczy, jak i podstaw kręgów magii. Równolegle z Yonem dorastał Natius. Chłopak nie pamiętał nawet swojego ojca, więc nie poruszało się przy nim tego tematu. Niewątpliwie Amorja mogła polegać na tej dwójce. W ten sposób minęło kolejnych 12 lat.
Yon wchodził już w wiek dorosłości. Ciągle jednak dbał o swoją matkę oraz o rozwój swojego brata. Miał plany zatrudnienia się u płatnerza w Eterni, aby przynosić trochę grosza do domu. Chciał zapewnić młodszemu Natiusowi lepszą przyszłość, bo wiedział że tak chciałby jego ojciec. Wszystko szło zgodnie z planem aż do owego dnia. Dnia w którym tą rodzinę doświadczyła kolejna tragedia.

Rozdział 1 PORWANIE

Owego dnia chłopaka zbudził donośny głos matki
- Yon, zbudź się...Wiesz która jest godzina? Solidus będzie wściekły –mówiła Amorja kiwając palcem w jego kierunku
Chłopak przeciągnął się porządnie, wstał i pośpiesznie założył ubranie które troskliwa mama przygotowała mu już na krześle obok łóżka. Gdy zbiegł na dół na śniadanie zauważył że Natius siedzi już przy stole i kończy posiłek.
- Cześć mały, jak Ci minęła noc? – zapytał przysiadając się i nakładając sobie porcję gorącej owsianki z wazy.
Młodszy brat Yona zmarszczył brwi i odparł
- Miałem zły sen....
- Koszmar? A co ci się śniło? –zapytał z zainteresowaniem Yon, pochłaniając przy tym owsiankę
- Śniły mi się płomienie, pełno ognia... A ja pośrodku nich.... –zaczął opowiadać Natius- Próbowałem stamtąd uciec ale one były wszędzie. I potem zobaczyłem Ciebie i mamę w oddali. Krzyczałem do Was, próbowałem do Was biec, ale wcale się nie przybliżaliście... To było straszne
W oczach chłopca zaszkliły się łzy, więc Yon wstał, poklepał go delikatnie po głowie i odparł
- Nie obawiaj się mały. Zawsze będziemy przy Tobie, wiec nic Ci nie grozi –uśmiechnął się szeroko i skierował ku drzwiom
- Już wychodzisz, nie dokończyłeś owsianki? –zatrzymała go Amorja
- Nie jestem głodny, a poza tym sama powiedziałaś że jestem już spóźniony
- Poczekaj, mam dla Solidusa prezent –powiedziała kobieta- Upiekłam mu ciasto, powiedz że to ode mnie, to może trochę go udobruchasz –dodała z uśmiechem
Yon zaśmiał się, odebrał zapakowane smakołyki, pomachał Natiusowi wychodząc i skierował się ku wyjściu. Ta rodzinna sielanka jednak miała niebawem zostać przerwana.

Wioska Dilli była niewielkim osiedlem mieszkalnym, wybudowanym tu chyba głównie dlatego, że w Eterni brakowało już domów, a ludzi wciąż przybywało. Parę domków na krzyż, ogromny dąb w centrum wioski oraz ciąg skał na północy, będących końcówką łańcucha górskiego dzielącego Eternię i Kurthus. Po owej lawinie podróż między tymi dwoma miastami uległa tragicznemu utrudnieniu. Podróż karawaną trwała kilka tygodni, a w dodatku była bardzo niebezpieczna ze względu na grupy bandytów zamieszkujących lasy po drodze. Jedyną bezpieczną trasą był trakt główny, niestety okrążający cały kontynent. Nie każdy mógł sobie więc na taką wyprawę pozwolić.
Powracając do wioski Dilli, faktyczną władzę i autorytet posiadał tutaj pewien starzec o imieniu Solidus. Żył już wiele wiosen, więcej niż reszta mieszkańców, a trzeba wiedzieć że odznaczał się wielką mądrością, oraz, pomimo wieku, niebywałą siłą i umiejętnościami w dziedzinie walki mieczem. Przeżył wiele wojen, będąc nawet generałem w królewskiej armii. Właśnie do tego człowieka zmierzał w tej chwili Yondaime, ponieważ starzec udzielał mu lekcji fechtunku oraz podstaw panowania nad mocą magiczną. Robił to głównie ze względu na zaginionego ojca Yona, którego Solidus traktował jak własnego syna. Nic więc dziwnego, że czuł swego rodzaju obowiązek wobec chłopaka.
W chwili gdy Yon zapukał do jego drzwi, starzec przybrał srogi wyraz twarzy, by pokazać mu swoje niezadowolenie jego spóźnieniem.
- Witaj mistrzu -odparł wesoło Yondaime wkraczając do izby
- Młodzieńcze, co potencjalnie mogło spowodować u Ciebie aż takie spóźnienie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zaspałeś? –zapytał surowo Solidus
Chłopak popatrzył prosto w oczy starcowi i odparł
- Jakżebym śmiał mistrzu. Musiałem jedynie poczekać aż mama zapakuje dla mistrza, mały podarek. To oto ciasto –powiedział robiąc najbardziej niewinną minę na jaką mu pozwalały jego zdolności aktorskie.
Amorja miała słuszność, podejrzewając iż ciasto udobrucha Solidusa. Gdy starzec zobaczył, uwielbianą przez niego szarlotkę natychmiast złagodniał, a nawet uśmiechnął się lekko.
- Podziękuj kochanej Amorji -powiedział i odłożył na półkę otrzymane ciasto, po czym dodał- Ale teraz nie czas na to. Jesteśmy do tyłu z czasem. Musimy wziąć się do roboty.
- Mam nadzieję, że tym razem przejdziemy do praktyki, bo mam już dosyć ciągłej teorii –burknął pod nosem Yon
- Musisz wiedzieć młodzieńcze że praktyka jest bardziej efektowna i efektywna gdy ma się rozbudowane zaplecze teoretyczne –odparł spokojnie Solidus- ale skoro tak bardzo chcesz powalić starego schorowanego człowieka na ziemię to proszę bardzo –powiedział z ukrytym uśmieszkiem i uchwycił swój kij, do podpierania się.
Yon nie spodziewał się, tego iż rzeczywiście mistrz będzie chciał przeprowadzić z nim ćwiczenia praktyczne, ale ucieszył się. Podniósł drewniany miecz leżący na blacie obok nich i przygotował się do ataku na Solidusa. Po chwili wpatrywania się w siebie ostrożnie, Yon zamarkował ruch w lewo, po czym wyprowadził atak z prawej strony, sądząc że to zmyli starca. Ten jednak bez większego problemu sparował jego atak kijem i sam wyprowadził atak tnąc powietrze od dołu. Yon ostatkiem gibkości ciała uchylił się przed otrzymaniem ciosu w podbródek i nie zastanawiając się zbyt długo spróbował pchnięciem powalić Solidusa. Udało mu się to połowicznie, ponieważ Solidus nie spodziewał się, tego iż chłopak użyje dłoni, lecz doświadczenie wojownika wzięło górę i podczas upadku starzec sieknął Yona porządnym ciosem w głowę. Efekt tego był taki iż obaj upadli. Solidus jednak wstał bez problemu, a Yon leżał przez dłuższą chwilę i masował obolałą czaszkę.
- Walczyłeś dzielnie, udało Ci się mnie nawet powalić, ale musisz jeszcze trenować aby mi dorównać Yondaime –powiedział Solidus podnosząc miecz Yona i odkładając go na z powrotem na blat.
- Będę ćwiczył i trenował codziennie aż w końcu będę tak samo silny jak Ty mistrzu... ba nawet silniejszy –odparł Yon podnosząc się z podłogi, wciąż trzymając się za obolałą skroń.
- Mam taką nadzieję. Zawsze młodsze pokolenie przerasta starsze. To niekończący się cykl życia –odrzekł Solidus- Dobrze, to może przejdźmy teraz jednak do teorii magii, co ty na to? –dodał z uśmiechem
Dalsza część lekcji została jednak przerwana przez kobiecy krzyk który rozległ się na zewnątrz domostwa. Yon natychmiast rozpoznał głos swojej matki
- Ratunku!!! Pomocy !! – krzyczała Amorja
- Co się stało? -zapytał Yon, który natychmiast wybiegł z domu Solidusa, stary mistrz za nim.
- Porwali Natiusa –powiedziała Amorja i zalała się łzami
- Jak to porwali? Kto niby? -zawołał zaskoczony Yon
- Zaraz po tym jak wyszedłeś, do naszego domu przyszli żołnierze i go zabrali. Powiedzieli że takie mają rozkazy
- Jakie rozkazy? Mówili coś jeszcze? –dopytywał się gorączkowo Yon
- Mówili, że dostaną sowitą nagrodę od... – i tu jej głos się załamał- od Thanarqa. Ja nie wiem jak to jest możliwe. Co ja zrobię... Natius.....
Na te słowa wtrącił się mistrz Solidus.
- Amorju, czy imię które padło to na pewno był Thanarq –zapytał
- Tak Solidusie –pokiwała głową, wycierając łzy z zapuchniętych oczu- Ale jak to jest możliwe? Przecież on zaginął na wojnie wiele lat temu
- Nieważne kim był i jest Thanarq do jasnej cholery –zdenerwował się Yondaime- Muszę pędzić na ratunek Natiusowi. W którą stronę poszli Ci żołnierze matko?
- Nie możesz iść sam w taką niebezpieczną podróż. Jesteś jeszcze niedoświadczony, to pewna śmierć- zaprotestowała Amorja
- W którą stronę?! –powtórzył z naciskiem Yon
- Drogą do Eterni ale...
Nie dokończyła ponieważ chłopak pobiegł już do domu. Solidus podszedł do kobiety
- Amorjo, wiem że jesteś teraz rozdarta, ale nie ma innego wyjścia... Sama wiesz że Yon jest...
- Tak wiem –odparła patrząc za swym synem- Jest wyjątkowym chłopcem. I tak podobnym do swego ojca. Myślisz, że mu się uda?
- Tak –odparł Solidus, kiwając głową- Wierzę, że tak. Martwi mnie jednak to, jak Thanarq powrócił z martwych i co się z nim stało przez ten czas.
- Przecież byli tak dobrymi przyjaciółmi z Heraldem, uratowali mi życie –zaczęła Amorja
- Tak, to prawda –powiedział Solidus- ale czegoś nie wiesz... Muszę Ci o czymś powiedzieć
- Później Solidusie – nagle przerwała mu Amorja i pobiegła w stronę domu.
Yon tymczasem spakował swój plecak, kilka wywarów leczniczych, parę skór ściągniętych z dzików, aby mieć w razie czego się na czym przespać w terenie, wziął swój ulubiony miecz, który wyciosał z drewna dla niego Herald i wyruszył w stronę wyjścia z wioski. Wewnątrz burzały w nim nienawiść do złoczyńców którzy porwali jego brata, ale również ogromny niepokój o los Natiusa. Te uczucia rozrywały go od środka.
Gdy miał już mijać bramę wioski usłyszał głos matki za plecami. Odwrócił się i zobaczył Amorję biegnącą w jego kierunku
- Mamo, nie zatrzymasz mnie, muszę uratować Natiusa, jestem już dorosły i będę bronił swojej rodziny –powiedział natychmiast
- Wiem synu –zaszeptała na wydechu Amorja- chciałam tylko, żebyś wziął ten pierścień, który przynosił Twemu ojcu szczęście. Wierzę że i Tobie przyniesie- powiedziała i przytuliła chłopca, zalewając się łzami.
Yon zabrał pierścień nie wiedząc co powiedzieć. Odparł tylko
- Zanim się oglądniesz mamo, będę tu z powrotem razem z Natiusem
- Wiem synku –odpowiedziała kobieta, ocierając łzy- Wiem
Yondaime popatrzył na wioskę i swoją matkę jeszcze raz, odwrócił się i ruszył pośpiesznie traktem w stronę Eterni. Nie miał pojęcia jak długo przyjdzie mu poczekać zanim znów zobaczy to miejsce.

(ciąg dalszy niebawem)

_________________

Ostatnio zmieniony przez grasantka 25-12-2007, 21:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
SIJ MI 
Użytkownik



Level: 1
Wiek: 31
Dołączył: 04 Lip 2012
Skąd: Warszawa
Wysłany: 12-07-2012, 16:11   

Co miał powiedzieć Solidus Amorji? ;c Najlepsze opowiadanie, chętnie bym przeczytał dalej :)
_________________
Gram Konsekwentnie O Coś Więcej Niż Fejm I Flote...

 
 
 
Fomen 
Użytkownik


Profesja: Wojownik
Nick: Fomen
Level: 1
Świat: 3
Dołączył: 17 Lip 2012
Wysłany: 18-07-2012, 01:57   

Chce nastepną częsc :D
 
 
MiT 
Użytkownik



Nick: MiT
Level: 1
Dołączył: 26 Sty 2012
Wysłany: 22-06-2013, 10:45   

Widzę nowy best-seller :}
_________________
"Et si tu n'existais pas..."
 
 
szybcior987 
Użytkownik



Profesja: Wojownik
Nick: DarkLord
Level: 154
Dołączył: 14 Lip 2011
Wysłany: 31-07-2013, 16:13   

Kiedy kolejna część bo nie mam co czytać
_________________
Kliknij tutaj:
http://forum.mfo2.pl/viewtopic.php?t=37285
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme MyFantasy created by Phantom